Złote łuki zamiast tęczy, czyli wrażenia po filmie „McImperium”

Poszłam wczoraj do kina na „McImperium” („The Founder”, reż. J. L. Hancock). Premierę filmu o początkach sieci McDonald’s przyćmiła polska „Sztuka kochania”, ale mała sala kinowa i tak była prawie pełna. Niewykluczone, że wśród publiki znaleźli się sami amatorzy brandingu i marketingu, bo ożywione komentarze zaczęły się już podczas reklam („najlepsze i tak dagrasso”, „u nas wszyscy w pleju!”). „McImperium” opowiada historię słynnej marki: jej powstania i przekształcenia w sieć, jaką znamy dzisiaj.

Kalifornia, lata ’50. W San Bernardino żyje sobie dwóch braci. Mac jest łagodnym romantykiem, który marzył o aktorstwie, Dick – trzeźwym realistą z zasadami, nie bez dozy idealizmu. Po latach niepowodzeń w biznesie wreszcie im się udaje – prowadzą pierwszą restaurację szybkiej obsługi. W czasach, gdy na posiłek czekało się pół godziny, pół minuty przy kasie kusi klientów jak nic dotąd. Szybkość to jednak nie wszystko – bracia McDonaldowie dbają o jakość swoich produktów. Nie wyobrażają sobie zastąpienia prawdziwego mleka mieszanką w proszku i brzydzą się lokowaniem reklamy Coca-Coli w menu. Restauracja jest ich oczkiem w głowie. Za jakość ręczą w końcu własnym nazwiskiem.

Pewnego dnia w ich lokalu zjawia się „dobra wróżka”. Komiwojażer-wizjoner Ray Kroc jest oczarowany genialnym pomysłem szybkiej obsługi i hamburgerami „najlepszymi, jakie jadł w życiu”. Roztacza przed braćmi McDonaldami wizję sieci barów od oceanu do oceanu. W ich marce dostrzega ikonę nowej Ameryki. Czyż złote łuki, zaprojektowne przez Dicka, nie symbolizują łączności między duchem a ciałem? Rodziny, wspólnoty? Bar szybkiej obsługi będzie nie tylko karmił, ale i podtrzymywał więzi społeczne! Podekscytowany Kroc podpisuje umowę z nieco sceptycznie nastawionymi doń założycielami. Zobowiązuje się do szukania franczyzobiorców bez ingerencji w samą markę. Jak nietrudno się domyślić, na konflikt nie trzeba długo czekać. McDonaldowie to idealiści, wolą bez pośpiechu prowadzić lokalny biznes, mając na uwadze przede wszystkim dobro klienta i wysoką jakość jedzenia. Kroc natomiast, choć początkowo oddany tym samym ideałom, widzi przede wszystkim potencjał na światową skalę. Chce decydować. Szuka nowoczesnych, prostych rozwiązań, które pozwolą mu oszczędzać i szybciej spłacać zaciągnięty kredyt. Pragnie szybkiego rozwoju i zysku kosztem jakości. Mac i Dick nie mogą się na to zgodzić.

cheeseburger-1576464_1280

Główny bohater – o, jak sam przyznaje, „słowiańsko brzmiącym nazwisku” (rodzice Raya pochodzili z Czech) – grany przez genialnego Michaela Keatona, to postać skomplikowana. Łatwo go potępić, lecz w niektórych kwestiach trudno odmówić racji. Oglądamy przemianę smutnego, wyśmiewanego człowieka, który usilnie wierzy, że mimo rychłej emerytury jeszcze wszystko przed nim, w energicznego króla życia, który osiągnął to, co chciał, dzięki sprytowi, pewności siebie i – co radził mu „coach” z patefonowych nagrań – wytrwałości. Można burzyć się na jego tupet i pragmatyzm – ale planowanie biznesu na globalną skalę to przecież nie zabawa. Można nie popierać brutalnego cięcia kosztów – ale kredyt nie spłaci się sam. I tak dalej. Nie jest to cukierkowa przypowieść z happy endem. Ale nie jest to jednocześnie antykorporacyjna bajka z morałem.

Historia konfliktu między przedsiębiorcami to historia konfliktu między dwoma stylami życia. Czy lepiej robić swoje na mniejszą skalę, dopieszczać markę i niespiesznie planować przyszłość, powtarzając sobie, że na pewno będzie dobrze – czy też podążać za wizją, czasem po trupach, ale przecież w szczytnym celu, wytrwale, ale szybko, by jak najprędzej cieszyć się sukcesem, bo życie jest krótkie i nie ma co tracić ani minuty?  Po filmie jest o czym dyskutować. Możliwe jednak, że po seansie ludzie przede wszystkim ruszyli masowo na kanapki i frytki, bo sceny wbijania zębów w mięciutkiego hamburgera i delektowania się waniliowym shake’iem były nie mniej zmysłowe niż sceny jedzenia w „Czekoladzie” czy „Chefie”. Na ich widok widzowie w pierwszej chwili zareagowali śmiechem, wietrząc ironię, ale może tylko próbując walczyć z narastającym apetytem.

~~~

A Tobie, który styl zarządzania jest bliższy? Maca i Dicka, czy Raya Kroca? Obejrzyj film i zostaw komentarz!

12 myśli na temat “Złote łuki zamiast tęczy, czyli wrażenia po filmie „McImperium”

  1. Myślę, że ten obraz można nieco bardziej zniuansować, bo bracia mimo rewolucyjnego pomysłu na efektywność w przyrządzaniu burgerów o prowadzeniu biznesu pojęcie mieli ledwie blade. I chyba słusznie Agnieszka pisze, że Ray to „skomplikowana postać, lecz w niektórych kwestiach trudno odmówić mu racji.” Krwiożerczy kapitalizm to jedno, ale za nim kryje się jeszcze zdeterminowany, superlogicznie konsekwentny, wizjonerski Ray, który na pytanie żony „Kiedy masz zamiar powiedzieć sobie dość?” Odpowiada: Prawdopodobnie nigdy. Pracoholik, socjopata, rekin – tylko czy można go winić za to, że wykorzystał szanse stworzone przez kapitalizm, w którym każdy z nas przecież funkcjonuje? Niektóre z jego metod są po prostu nieuczciwe, ale większość działań podejmowana była w ramach tak prawa jak i kodeksu etyczno-moralnego.
    Albo jeszcze inaczej: oglądając Czubównę szkoda nam tej antylopy, ale czy nie ma czegoś atawistycznego w uśmiechu jaki wywołuje u nas perfekcja ruchów geparda, który ją złapał?
    Niemniej, jest o czym dyskutować przy okazji tego filmu, ale nie powiedziałbym, że jest tak zerojedynkowo jak by się na pierwszy rzut oka mogło wydawać.

    Polubienie

  2. Po Twojej recenzji mam ochotę wybrać się do kina na ten film. Utożsamiam się z braćmi – sama prowadzę firmę i wolę robić wszystko sama z sercem i nie zawsze w przełożeniu na najwięszy zysk.

    Polubienie

  3. Fajnie, że o tym napisałaś. Po Twoim wpisie wybrałem się na film i też postanowiłem o nim napisać u siebie: dychadziennie.pl/laczenie-kropek
    Wnioski nawet trochę podobne do Twoich..
    Wielkie dzięki za ten tekst!

    Polubienie

  4. Jeśli lubisz Michaela Keatona, to koniecznie, w jednej recenzji czytałam nawet stwierdzenie, że to jego „życiowa rola” (choć „Birdman” podobał mi się bardziej):)

    Polubienie

  5. Widzialam niedawno zwiastun tego filmu i mam ogromna ochotę go zobaczyc, szczegolnie, ze Michael Keaton to jeden z moich ulubionych aktorow. Chyba tylko pojde cos zjesc tuz przez filmem, a pozniej poprawie to popcornem, bo inaczej trudno mi bedzie sie skupic 🙂

    Polubienie

Możliwość komentowania jest wyłączona.